Lelów.

Turystyka w czasach zarazy #33.

Weekend się trochę nie udał… Zaszwankowało zdrowie. Nic wielkiego ale upierdliwe i raczej zniechęcało do aktywności fizycznej. Źle jednak by było gdyby te marne dwa dni wolności spisać całkowicie na straty. Może bez wyczynu, ledwie spacerowo ale jednak coś…

W ramach mojego prywatnego doktoratu z Jury Krakowsko-Częstochowskiej tym razem wycieczka samochodowa. Lelów.

Dziura zupełna, kiedyś miasto królewskie a dziś zaledwie senna wieś na czymś co nazywam “głębokim zajurzem”. Dziwnym trafem jeszcze w województwie śląskim choć pod każdym względem to “szkieletczyzna”.

Kościół parafialny p.w. Świętego Marcina z czymś co widziałem chyba po raz pierwszy w życiu: czarnoskórym Chrystusem na krzyżu w ołtarzu głównym, potem jeszcze ohel cadyka Dawida Bidermana do którego corocznie pielgrzymują chasydzi z całego świata. Na samym końcu, w małym sklepiku na rynku zakupy wyrobów regionalnych, a jakże, oczywiście że koszernych.

Więcej zdjęć.

Mikrokosmos Gór Towarnych.

Góry Towarne.

Jura tonie w kwiatach, łąki, szerokie łany pokryte kwitnącym kwieciem. Wszystkie możliwe kolory i kształty, istna feeria barw. A pomiędzy tym wszystkim, pszczoły, motyle i inne boże robaczki. Wycieczka w lasy i skały szybko przekształciła się w plener fotograficzny a planowany dystans wyrażany w kilometrach ustąpił miejsca klęczeniu a nawet leżeniu w trawie z aparatem fotograficznym w rękach.

Zanurzyłem się w mikrokosmos Gór Towarnych a mój aparat niczym statek kosmiczny przemierzał barwne galaktyki.

Więcej zdjęć.

Roztocze.

Turystyka w czasach zarazy #28, #29, #30, #31, #32.

Spływ kajakowy rzeką Wieprz.

Pierwszy dzień na Roztoczu. Spływ kajakowy rzeką Wieprz. Odcinek od Obroczy do Szczebrzeszyna. Zobaczyliśmy na własne oczy te trzciny co w nich ten chrząszcz w Szczebrzeszynie brzmi. Dwie przenoski, oprócz tego spływ lekki i przyjemny, bez ekstremy i zwałek. Wspaniały dzień na wodzie.

Guciów.

Roztocze, dzień drugi. Piesza wycieczka ze Zwierzyńca do Guciowa. Spacer przez głębokie lasy Roztoczańskiego Parku Narodowego. Zwiedzanie Zagrody Guciów i obiad w miejscowej gospodzie serwującej regionalne potrawy. Zupa z pokrzyw, “roczczoniak” i takie tam dziwadła. W drodze powrotnej burza – wracamy przemoknięci ciepłym deszczem do ostatniej suchej nitki.

Szumy nad Tanwią.

Tym razem zanurzenie się w Puszczę Solską. Podjeżdżamy do Suśca i robimy wycieczkę w dolinę Potoku Jeleń i do Rezerwatu Szumy nad Tanwią. Na tym odcinku rzeka Tanew przeskakuje po kilkunastu progach w skale kredowej. Wodospady nie są może zbyt wysokie ale ich nagromadzenie na krótkim odcinku robi wrażenie. W drodze powrotnej jeszcze wizyta na wieży widokowej umiejscowionej na wyniosłym grzbiecie nad Suścem. Widoki rozległe, szerokie. Obiadek w Jacni koło Krasnobrodu w przydrożnej knajpce o trochę śmiesznej nazwie “Mama”.

Zwierzyniec.

Ostatni dzień na Roztoczu. jak zwykle w takich przypadkach dzień “kulturalno-oświatowy”. Bez wyczynu, bez wykonu a w miejsce ekscesów spokojne zwiedzanie zabytków i tym podobnych atrakcji.

Najpierw Zwierzyniec. Park, kościół p.w. Św. Jana Nepomucena zwany” kościołem na wyspie”. Potem jeszcze Stawy Echo i browar zwierzyniecki.

Zamość – renesansowe miasto idealne.

Zamość. Renesansowe miasto idealne, nowoczesna na ówczesne czasy forteca. Geometria sprzęgnięta z odrodzeniowymi ideami antropomorficznymi. Miasto zaprojektowane przez włoskiego architekta Bernardo Morando. Według jego zamysłu głową tego organizmu miał być pałac Zamoyskich, kręgosłupem ulica Grodzka, przecinająca Rynek Wielki ze wschodu na zachód w kierunku pałacu, a ramiona to ulice poprzeczne, z głównymi jakie stanowią położone na jednej linii ul. Solna (na północ od Rynku Wielkiego) oraz ul. Moranda (na południe od Rynku). Przy tych ulicach wyznaczono także inne rynki: Rynek Solny i Rynek Wodny, uważane za płuca miasta. Bastiony to z kolei ręce i nogi służące do obrony.

Był to już ostatni dzień naszego pobytu na Zamojszczyźnie, czas wracać do domu. Mimo że spędziliśmy ten czas dość intensywnie to przeważającym uczuciem jest niedosyt. Ale… Nic straconego, to ledwie 4 godziny autem od Gliwic.

Więcej zdjęć.

Zlatohorská vrchovina.

Turystyka w czasach zarazy #27.

Niedzielna wycieczka w góry, Zlatohorská vrchovina. Wejście na Příčný vrch, najwyższy szczyt tej grupy górskiej. W drodze powrotnej krótkie zwiedzanie kościoła pątniczego Panne Marie Pomocne (Mariahilf). Kościół w tym roku świętuje 25-lecie istnienia ale ta rocznica jest nieco myląca. Odnosi się ona bowiem do nowego kościoła – poprzedni, o kilkusetletniej historii, został wysadzony w powietrze w roku 1973 na podstawie decyzji komunistycznych władz ówczesnej Czechosłowacji. Obecny kościół został odbudowany na gruzach poprzedniego już po upadku komuny. Sama wycieczka może skromna ale pierwsza zagraniczna po eksplozji koronawariactwa.

Więcej zdjęć.

Niegowa.

Turystyka w czasach zarazy #22.

Znów Jura. Kółko wokół Niegowy. Jurajskie łąki o tej porze roku są obsypane kolorowym kwieciem. Na dodatek wszystko, trawy, krzewy i drzewa, nabrało żywych barw po nocnej ulewie. Wilgoć w powietrzu wzmagająca wszelkie zapachy. Po prostu czerwiec w najlepszej swej odsłonie.

Troszkę przedzierania się przez gęste krzewy pod Bukowcem Wielkim, potem w Łutowcu nieco tarzania się z aparatem w zielskach w poszukiwaniu mikro-makro świata flory i fauny.

Więcej zdjęć.

Dolina Udórki.

Turystyka w czasach zarazy #21.

Dolina Udórki. Taki jurajski drobiazg. Mimo że to tereny źródliskowe Pilicy wszystkie koryta potoków zupełnie wyschnięte. Woda zapewne płynie ale gdzieś głęboko pod ziemią – w końcu to kras. Na skale ponad doliną znajdują się resztki Zamku Udórz. Niewiele się z niego ostało, zaledwie dwa marne kawałki muru z kamienia wapiennego.

Więcej zdjęć.

Góry Złote.

Turystyka w czasach zarazy #20

Epidemia epidemią ale po górach trzeba się włóczyć… Tym razem Góry Złote. Wejście na Wielki Jawornik ze Złotego Stoku doliną pełną kwitnącego o tej porze czosnku niedźwiedziego, zejście przez Orłowiec do Lądka Zdroju. Nocleg pod namiotami przy Jaskini Radochowskiej. Sobotni wieczór przyjemny, niedzielny poranek już w strugach deszczu.

Więcej zdjęć.

Okolice Woźnik.

Turystyka w czasach zarazy #18.

Prognozy pogodowe były niepewne, straszyły deszczem a nawet burzami. Lasów woźnickich eksploracji dalszy ciąg. Tym razem zatopioną kopalnię w Bibieli tylko minąłem i przez Kolonię Woźnicką i Dąbrowę Małą pomknąłem do Woźnik. Drewniany kościół p.w. Świętego Walentego, na cmentarzu grób Józefa Lompy, na wzgórzu przy drodze do Ligoty Woźnickiej Pomnik Żołnierzy Września 1939 – miasteczko tylko minąłem, liznąłem ledwie. Za Woźnikami lekkie wzgórza. Przez Lubszę i Babienicę, skrajem rezerwatu “Góra Grojec” przez Psary do Piasku. Rozpadało się dość zdecydowanie, jazda na rowerze zrobiła się nieprzyjemna. W planach miałem jeszcze Kalety ale z racji chłodu i deszczu skracam trasę i jadę prosto przez Sośnicę i Zieloną do Miasteczka Śląskiego gdzie rozpocząłem dzisiejszą wycieczkę.

Na cmentarzu przy kościele p.w. Świętego Walentego w Woźnikach pochowany jest Józef Lompa. Jego grób po dziś dzień jest zadbany i pełen kwiatów.

Józef Piotr Lompa – (1797-1863), górnośląski działacz, nauczyciel, publicysta, pionier oświaty ludowej oraz etnografii na Śląsku. Prekursor procesu polskiego odrodzenia narodowego na Górnym Śląsku oraz autor polskich podręczników szkolnych, ponadto współpracownik wielu ówczesnych pism, prozaik, poeta, tłumacz. Ponad 30 lat swego życia zawodowego związał z Lubszą, w której zamieszkał wraz z rodziną. Przyczynił się do utworzenia tutejszej szkoły podstawowej, gdzie pracował na posadzie nauczyciela, oprócz tego pełnił funkcje pisarza gminnego i organisty. W Lubszy rozpoczął swą działalność pisarską, społeczną oraz narodową.

Związany był z bytomskim wydawnictwem „Dziennik Górnośląski”, broniącym praw i języka ludności polskiej. W 1848 roku był inicjatorem założenia Towarzystwa Nauczycieli Polaków oraz Towarzystwa Pracujących dla Oświaty Ludu Górnośląskiego w Bytomiu, współzałożycielem Towarzystwa Nauczycieli Polaków w Bytomiu. Domagał się nauki języka polskiego oraz historii Polski w szkołach oraz był zaangażowany w ideę tworzenia polskich bibliotek na Śląsku. Zapoczątkował systematyczne gromadzenie śląskich pieśni i prozy ludowej. Przez cały okres pracy w szkole zaangażowany był w twórczość literacką. Dorobek pisarski Lompy jest bogaty i różnorodny – obejmuje wiersze i prozę, podręczniki szkolne, poradniki z zakresu oświaty rolniczej, dziełka religijne, prace historyczne i etnograficzne, artykuły publicystyczne.

Dorobek pisarski Józefa Lompy szacowany jest, w zależności od źródła, na 50 do około 100 utworów napisanych w języku polskim.

Wśród głównych nurtów jego twórczości wymienić można  publicystyczny i popularnonaukowy, których zadaniem była edukacja ludności na Śląsku. Jest autorem przede wszystkim dzieł o charakterze historycznym i etnograficznym, poświęconych głównie historii Śląska i miast śląskich, a także podręczników do nauki szkolnej. Wyróżnić można także nurt beletrystyczny; Lompa chcąc zapobiec zniszczeniu wielu dawnych pieśni, dzieł sztuki Górnego Śląska, spisał w swych książkach około 191 baśni i legend śląskich.

W publikacjach prasowych występował pod pseudonimem A. Mieczyński, pisał m.in. do „Tygodnika Cieszyńskiego”, „Tygodnika Polskiego” w latach 1845-46, „Dziennika Górnośląskiego” (1848-49), „Telegrafu Górnośląskiego”, „Szkoły Polskiej (1849-53), „Gwiazdki Cieszyńskiej”.

11 marca 1850 r. zwolniono go z posady nauczycielskiej, pozbawiając do prawa pobierania emerytury, zaś miesiąc później został zawieszony w czynnościach organisty. W 1858 r., w wieku 61 lat, przeprowadził się z rodziną do Woźnik. Podupadł na zdrowiu, zmarł w nędzy i ubóstwie 29 marca 1863 r. Został pochowany na cmentarzu przy kościele św. Walentego w Woźnikach, gdzie do dziś znajduje się jego grób.

https://wozniki.pl/jozef-lompa.html

Więcej zdjęć.

Zatopiona kopalnia Bibiela.

Turystyka w czasach zarazy #16.

Bibielskie złoża rudy żelaza zostały odkryte i skartowane w roku 1880. Sporą kopalnię oddano do użytku w roku 1889. Przez 28 lat swojej działalności kopalnia borykała się problemem silnego napływu wód lecz przez te wszystkie lata dzięki stałej pracy pomp udawało się zachować chwiejną równowagę. Do dnia 17 czerwca 1917 roku. Tego dnia około południa natrafiono w jednej ze sztolni na gwałtowny wyrzut wody, dwie godziny później w wyniku silnego tąpnięcia do wyrobisk kopalni zaczęła wdzierać się woda w ilości dotąd niespotykanej. Pracujące na kopalni pompy nie były w stanie poradzić sobie z taką ilością napływającej wody. W ciągu następnych dwóch godzin cała kopalnia znalazła się pod wodą. Tylko dzięki temu że dostęp do złóż miał formę sztolni a nie szybów z urządzeniami wyciągowymi wszyscy pracujący pod ziemią górnicy zdołali na czas wydostać się na powierzchnię.

Więcej zdjęć.