Sobotnia, jednodniowa wycieczka w Beskid Śląski. Dojazd i powró pociągami Kolei Śląskich. Trasa spacerowa, po drodze dwa schroniska w których dawno już nie byłem. Głębce, Kiczora, Stożek, Soszów, Skolnity, Dziechcinka. Upalny, lipcowy dzień w kipiących zielskiem okolicach Wisły.
W sobotę wejście z Węgierskiej Górki przez Abrahamów i Słowiankę na szczyt Romanki. Potem dalej na Rysiankę, na biwak pod namiotami. W niedzielę zejście przez Boraczą i Prusów do Ciśca.
Wreszcie wiosna, wreszcie słońce…
Wyjazd był pomyślany jako ostatnie sprawdzenie ludzi i sprzętu przed nieco większą wyprawą w góry. Pomysł okazał się być słusznym. Wnioski i zalecenia są jasne i klarowne – drobniejsze i mniej drobne naprawy i uzupełnienia sprzętowe. Do tego nowy namiot bo stary niby dobry ale niski i ciasny. Ludzie też do lekkiej poprawki… Ale to już chyba “in the next live”… 🙂
Jednodniowa wycieczka na Radhošt’ w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Wejście na szczyt z Trojanovic, powrót przez Pustevny. Na szczycie drewniana kaplica pw. św. św. Cyryla i Metodego oraz rzeźba tychże świętych. Na Pustevnach dwa zabytkowe schroniska – Maměnka i Libušín. Oba zaprojektowane w końcu XIX wieku przez Dušana Jurkoviča, słowackiego architekta uważanego za najwybitniejszego w Czechosłowacji przedstawiciela tak zwanej “secesji ludowej”. Architekta znanego w Polsce z cmentarza wojskowego z I Wojny Światowej na Przełęczy Małastowskiej w Beskidzie Niskim.
Tydzień temu, gdy schodziłem z Troodos do Kakopetria na Cyprze, otworzył się przede mną rozległy widok.
Cały północny skłon gór Troodos aż po zatokę Morphou i Przylądek Kormakiti. Dalej już tylko Morze Środziemne. Sina dal.
Ale na horyzoncie niespodzianka. Daleko w oddali, bieli się nieśmiało, przywalone jeszcze o tej porze roku śniegiem, pasmo gór Taurus Zachodni. To już na półwyspie Azja Mniejsza! To już w Turcji!
Pomiar na google maps wykazał że odległość w linii prostej pomiędzy szczytami Chionistra (1952m) a Bahadir Tepe (2313m) wynosi około 165 km!
Na zdjęciu białe pasmo ośnieżonych gór jest dość wyraźnie widoczne. Obecność śniegu w tych górach jest bezsporna bowiem ośnieżone szczyty były widoczne z samolotu podczas przelotu nad górami Taurus, podczas lotu do Paphos, kilka dni wcześniej.
To jak na razie moja najdłuższa “daleka obserwacja” w której tak odległe obiekty widziałem okiem nieuzbrojonym.
I nastała wiosna. Szybki wypad na północny kraniec Moraw. Ledwie godzinka i ćwierć w samochodzie. Pogoda zachwycająca, słoneczna wiosna na pełny regulator. Ładne i zadbane miasteczko pełne zabytków a do tego sztramberskie uszy do kupienia na każdym kroku.
Štramberk
Miasto zachowało historyczny układ urbanistyczny. Wokół prostokątnego rynku o pochyłej płycie (położonego na stoku wzgórza zamkowego) znajduje się zespół murowanych domów o cechach późnobarokowych i klasycystycznych oraz barokowy kościół parafialny pw. św. Jana Nepomucena z lat 1721–1723. Na ulicach prowadzących do rynku zachowały się drewniane domy konstrukcji zrębowej. Nad miastem i mocno pochylonym rynkiem góruje zalesione wzgórze z pozostałościami zamku Štramberk oraz zachowaną wieżą o nazwie Trúba. Centrum miasta zostało objęte ochroną konserwatorską. W pobliżu Jaskinia Šipka, w której odnaleziono szczątki neandertalskiego dziecka..
Uszy sztramberskie.
Sławny produkt cukierniczy z lekkiego ciasta piernikowego w kształcie rożka, pieczony w mieście Štramberk i w okolicach. Legenda mówi, że tradycja pieczenia uszu zrodziła w związku z najazdem tatarskim na okolice miasta (góra Kotouč) w 1241 roku. Mieszkańcy Štramberka ukryci na wzgórzu wypuścili wodę ze zbiornika, zatapiając obóz wroga. Podczas przeszukiwania obozu Tatarów mieszkańcy miasta mieli znaleźć worek wypełniony odciętymi uszami niewiernych, które miały być wysłane na dowód zwycięstwa tatarskiemu chanowi.
Moja praca to zazwyczaj nudne i brudne budownictwo. Jakieś dziury w ziemi upchane rurami i betonem, z grubsza ciosane budy i hale, sporadycznie zwieńczone panelami fotowoltaicznymi.
I nie inaczej się zanosiło w ostatni piątek – typowa inwentaryzacja pod opinię techniczną dla projektu instalacji fotowoltaicznej.
Ale czasem bywa tak że zwyczajny służbowy wyjazd zamienia się we wspaniałe zwiedzanie. I tak właśnie stało się w ostatni piątek. Nudna inwentarka jakiegoś żelastwa a potem zwiedzanie wspaniałych dolnośląskich zabytków, objazd cudowności i pereł śląskiej historii.
Nieśpieszny powrót bocznymi drogami. Dawne opactwa cysterskie w Legnickim Polu, Lubiążu i Trzebnicy. Wspaniały barok, nawet ten dawno zdewastowany i zdesakralizowany w Lubiążu. A na koniec kaplica Świętej Jadwigi ponad Trzebnicą, znana z pierwszej sceny “Popiołu i diamentu”.
Kończy się zima a zaczyna się wiosna. Świadczą o tym liczne znaki na niebie i ziemi. Sobotnia droga na Szyndzielnię przez Klimczok to deszcz, deszcz ze śniegiem, śnieg z deszczem, śnieg. Podejście to wiatr, wichura, zamieć…
Ale to tyle! Znaki na niebie i ziemi są nie do podważenia!
Niedzielny poranek w pełnym słońcu i błękitnym niebie. Z każdą godziną cieplej, im niżej tym mniej śniegu a więcej błota i trawy. Na dole, w Cygańskim Lesie, wiosna na całego.
A w drodze powrotnej minąłem pierwszy w tym sezonie redyk. Bacowie i juhasi, z owczarkami na smyczach, na koniach. Stado owiec.. tfu.. baranów. W Gliwicach, na ulicy Tarnogórskiej, policja sprowadzała kiboli Lecha Poznań do dworca kolejowego. Brakowało tylko góralskiej kapeli grającej na huszlach…
Tym razem pierwszy film. Pierwszy nagrany i zmontowany. W użyciu nowy sprzęt: kamera sportowa DJI Osmo Action 3. Montaż z wykorzystaniem programu kdenlive.
Całość nakręcona w Parku w Reptach i jego najbliższych okolicach.